Z jednej strony intensywny rozwój kraju i brak inwestycji w moce produkcyjne, a z drugiej polityka klimatyczna Unii spowodowała, że już niedługo zużycie energii elektrycznej będzie znacznie przewyższało możliwości jej generowania na miejscu, czyli w Polsce.
Nic więc dziwnego, że Urząd Regulacji Energetyki w swoim rocznym sprawozdaniu przyznaje, że czarny scenariusz black out`ów, czyli masowego wyłączania energii w Polsce, który od kilku lat kreślą analitycy rynku energetycznego, sprawdzi się już za kilka lat. Urząd zaznacza, że już w 2015 r. dopuszcza możliwość, że będą wyłączenia prądu z powodu braku mocy.

Polska energetyka zestarzała się i nie jest już tak efektywna, jak kiedyś. Ponadto w najbliższym czasie zgodnie z unijną polityką klimatyczną trzeba będzie wyłączyć większość przestarzałych bloków energetycznych generujących energię elektryczną z węgla. A budowa nowych, opartych na najnowszych niskoemisyjnych technologiach węglowych i gazie wciąż jest w planach. Także budowa polskiej elektrowni atomowej i jej zakończenie w 2020 r. jest w sferze marzeń. Rząd marzy o roku 2023 ale specjaliści mówią o roku 2030, a ci bardziej pesymistycznie nastawieni nawet o roku 2035.

Dlatego udział w projekcie budowy nowej elektrowni atomowej w Wisaginii (VAE) jest dla Polski bardzo atrakcyjny, a nawet potrzebny. Polscy politycy nie mają co do tego wątpliwości. Dlaczego więc Piotr Zagroda, były już szef Polskiej Grupy Energetycznej (PGE) wycofał się z tego projektu pod koniec ubiegłego roku? Dlatego, że uznał, iż Polska dostanie za mało energii w porównaniu do swojego wkładu finansowego. Ponadto za jego kadencji PGE ogłosiło wiele planów inwestycyjnych i budowę nowych źródeł energii. Problem z tym, że praktycznie niewiele z tych projektów wdrożono do realizacji. Prezesowi zaczynał palić się grunt pod nogami. Aby szybciej osiągnąć jakiś sukces prezes Zadroga zdecydował się na ograniczenie portfelu inwestycyjnego swojej firmy. Swoich pomysłów nie skonsultował jednak z władzami politycznymi. I stracił fotel prezesa.

Udział w projekcie VAE to dla Polski jest ważny nie tylko z powodu braków energii, ale także z powodów strategicznych. Jest to kwestia tworzenia wspólnego i jednolitego rynku energetycznego UE oraz Bałtyckiego Pierścienia Energetycznego. Oczywiście z tymi projektami ściśle związana jest kwestia budowy mostu energetycznego między Polską i Litwą. Unia Europejska daje pieniądze na jego budowę, ale nie może on stać nieużywany. Kto będzie płacił za jego utrzymanie? Musi sam na siebie zarobić. Po za tym, o czym się raczej rzadko mówi, udział w tym projekcie wzmacnia Polskę w tym regionie. Z Polską ściślej niż do tej pory chcą współpracować Łotwa i Estonia. Dla nich, zresztą tak jak i dla Litwy, Polska jest naturalnym sojusznikiem w Brukseli, walcząc np. o fundusze europejskie. Mówił o tym były premier Giediminas Kirkilas w wywiadzie dla radia Znad Wilii. Były premier stwierdził, że bez pomocy Polski, Litwa najpewniej straci nawet do miliarda euro dotacji. Chodzi o dążenie Komisji Europejskiej do cięcia wydatków w najbliższym budżecie. Takich projektów jest więcej i Łotwa oraz Estonia już nie raz sygnalizowały, że z przychylnością przyjmą większe zaangażowanie się Polski w tym regionie.

Ale i dla Litwy udział Polski w projekcie VAE jest ważny a nawet strategiczny. To wybitnie wzmacnia bezpieczeństwo energetyczne Litwy. Zwiększa także gwarancje stabilności finansowania projektu i uzyskania kredytów na ten cel. Dziś, po tragedii w Fukushimie, odejścia Japonii i Niemiec od energii atomowej, banki coraz krytyczniej patrzą na finansowanie projektów budowy nowych elektrowni atomowych.

Zdaje sobie z tego sprawę i minister energetyki Arvydas Sekmokas, który w zeszłym tygodniu wziął udział w Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach. Jego wystąpienie, dość ogólnikowe, wygłoszone w panelu poświęconym CEEP (Central Europe Energy Partners, międzynarowowej organizacji lobbistycznej naszego regionu) wyraźnie wskazuje, że minister Sekmokas do Katowic pojechał nie po to, aby opowiadać jak funkcjonuje litewski system energetyczny. „Jestem przekonany, że współpraca z Polską w sferze energetyki jest dla nas konieczna” – powiedział minister na Kongresie i rozpoczął cały ciąg nieoficjalnych spotkań dotyczących współpracy obu krajów w sferze energetyki.

Paweł Skowroński, wiceprezes PGE Dziennikowi Gazecie Prawnej ostrożnie potwierdził, że powrót do rozmów jest możliwy. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że wicepremier Polski i minister gospodarki Waldemar Pawlak jest ogromnym zwolennikiem udziału w VAE. Dlatego też mówi się, że Krzysztof Kilian, nowy prezes PGE już podjął decyzję o powrocie do projektu. Pozostaje jednak kwestia warunków tego powrotu. Polacy chcą więcej energii z Wisaginii, niż dotąd im proponowano. Niedawno minister Sekmokas ogłosił, że jeśli Polacy wrócą do projektu, to istnieje możliwość budowy dwóch, a nie jednego bloku energetycznego. Z takiego obrotu sprawy ucieszyliby się i Estończycy, którzy także chcą więcej energii z litewskiej atomówki. Pozostaje jeszcze kwestia kar za wycofanie się z projektu w trakcie jego realizacji. Strona litewska chce ogromnych kar zaporowych. Polacy chcą mieć w tej kwestii więcej swobody.

Jeśli wszystko dobrze pójdzie negocjacje najprawdopodobniej rozpoczną się jeszcze do wakacji. Może to oznaczać, że jesienią Polska powróci do projektu.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (39)