A niemieckie organizacje ekologiczne i politycy ze wschodnich landów nie ukrywają, że zrobią wszystko co jest w ich mocy, aby postrzymać polskie plany budowy elektrowni i zmusić Polaków do rezygnacji z rozwoju enrgetyki jądrowej.

Niemcy się boją, boją się o swoje zdrowie i życie. Na ich wyobraźnię bardzo silnie oddziaływają przykłady Czernobyla i Fukushimy. „W planowanej budowie elektrowni atomowych w Polsce widzę zagrożenie dla mego życia i zdrowia, dla moich dzieci i wnuków, mojej własności i dla produkcji nieskażonej żywności” – to wstęp do wzoru listų protestacyjnego, który Niemcy wysylają do polskich urzędów. Wysłano już ponad 30 tys. takich listów. Kilka wschodnich landów w styczniu obecnego roku złożyło także skargę na Polskę do Komisji Europejskiej. Ta jednak jest ostrożna w ocenianiu Polski. Przedstawiciele wschodnich landów zarzucają Warszawie niestaranność w przygotowywaniu inwestycji, błędy merytoryczne, lekceważenie zagrożeń i alternatyw dla energetyki jądrowej.

Niemieccy aktywiści i politycy nie ukrywają także, że liczą na rozbudzenie niechęci do atomu także w społeczeństwie polskim, co w ich przekonaniu ma się przerodzić w falę protestów, które zmuszą rząd do rezygnacji z planów budowy elektrowni. Marzy im się scenariusz z końca lat 80, gdy pod wpływem protestów ekologów władze wycofały się z budowy elektrowni w Żarnowcu. Nic więc dziwnego, że media niemieckie z wielką radością i satysfakcją pisały o lutowym refernedum lokalnym w sprawie lokalizacji elektrownii w Gąskach na Pomorzu.

W referendum, które uznano za ważne, aż 94 proc. głosujących wypowiedziało się przeciw lokalizacji elektrowni w pobliżu ich miejscowości. Letniskowa wieś Gąski jest jedną z trzech proponowanych lokalizacji elektrowni. Dwie inne to: Choczewo i Żarnowiec. Także te lokalizacje znajdują się w pobliżu morza. Decyzja o miejscu budowy elektrowni ma zapaść do końca 2013 r. Budowa ma ruszyć w 2016 r. a pierwszy prąd ma popłynąć już w 2020 r. Jednak większość specjalistów jest zdania, że jest to nierealny termin i o pierwszej energii można mówić nie wcześniej niż w roku 2025.

Wydaje się jednak, że Niemcy nie mają zaufania do energii jądrowej w wogóle, a nie tylko do polskiej. Świadczyć o tym może to, że walczą ze wszystkimi projektami atomowymi u swoich sąsiadów. Carsten Wilke, jeden z prawicowych obrońców środowiska w dyskusji o polskim atomie w mediach powiedział, że nie ma większego znaczenia czy elektrownia stanie przy granicy czy dalej od niej. Według niego gdy dojdzie do nieszczęścia, to odległość 100 czy 500 kilometrów nie gra roli.

Niemieccy działacze i politycy regionalni próbowali także powstrzymać budowę elektrowni atomowej w czeskim Temelinie czy też francuskim Fessnheim. Walczą także z holenderskim projektem budowy drugiego reaktora w Borssele.

Niemcy w zamian za rezygnację z projektu rozwoju energetyki jądrowej proponują Polakom współpracę w rozwoju energetyki odnawialnej a w szczególności rozmowju energetyki wiatrowej i biomasy. Przekonują, że miliardy wydane na budowę to tylko początek ogromnych wydatków, bo trzeba będzie jeszcze taką elektrownię utrzymać. Należy też zainwesdtować w budowę magazynów na odpadki radioaktywne. Według nich lepiej te miliardy przeznaczyć na bezpieczną energię odnawialną.

Piotr Cywiński, publicysta tygodnika „Uważam Rze“ krytykując niemieckie protesty zauważa, że do ich oferty w sferze energii odnawialnej należy potraktować poważnie i rozpatrzyć je jako alternatywę.

Jednak premier Donald Tusk jak na razie jest nieugięty i nie zamierza poddawać się naciskom Niemców. „Jeśli ktoś nie chce budować elektrowni atomowych, to jest jego problem – stwierdził premier. I ma tutaj poparcie Guenthera Oettingera, niemieckiego komisarza ds. Energetyki, który w tygodniku Newsweek Polska stwierdził, że Polacy muszą szanować decyzję Niemców o rezygnacji z energetyki atomowej, ale też jednocześnie Niemcy muszą uznać, że Polska ma prawo inwestować w energetykę jądrową.

Miał chyba na myśli to, że gdy Niemcy łączyli się rurą gazową z Rosją zupełnie ignorowali polskie protesty wobec tego projektu. Nie chcieli się nawet zgodzić na zakopanie rury na podejściu do portu w Świnoujściu. Rura położona na dnie, a nie zakopana stanowi zagrożenie dla żeglugi do tego Portu.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion