Takich problemów nie mamy ze zmarłym właśnie Pawłem Graczowem – pierwszym dowódcą armii demokratycznej Rosji. Miał wady, ale był ciekawą postacią.

Gdy myśli się o radzieckim oficerze to do głowy przychodzi nam bardzo często właśnie ktoś taki jak Graczow – człek o szerokiej twarzy i geście, absolwent słynnej riazańskiej szkoły oficerskiej i spadochroniarz. Spadochroniarze byli elitą radzieckiego wojska a Paweł Graczow był członkiem elity spadochroniarzy.

Pod wieloma względami bohater tego tekstu był symbolem pokolenia, które służyło w radzieckich wojskach od lat sześćdziesiątych, a którego dylematy spopularyzował (choć sam był częścią jeszcze bardziej elitarnej formacji czyli GRU) Wiktor Suworow w swoich licznych powieściach. Ludzie ci zostali poddani okrucieństwu wojny lub też urodzili się zaraz po niej. Okres studiów Graczowa w szkole w Riazaniu i jego pierwsza służba w dywizji w Kownie (którą potem dowodził) to okres zbrojenia się, „zimnej wojny” i permanentnego konfliktu z Zachodem.

Graczow był dobrym żołnierzem i uważał, że militarnymi środkami można rozwiązać wiele. Nie ufał też Zachodowi. To co dobre w czasach breżniewowskich na posadzie dowódcy kompanii nie powinno jednak predestynować do kierowania rosyjskim wojskiem w dobie budowania demokracji. I horyzonty za wąskie i nastawienie nieodpowiednie. Graczow nigdy nie powinien był zostać Ministrem Obrony. Ale nim został. Przypadkiem.

Bohaterski dowódca z Afganistanu uhonorowany tam Złotą Gwiazdą Bohatera Związku Radzieckiego – mianowany został w roku 1990 dowódcą wojsk powietrznodesantowych. I jako tenże dowódca przeszedł w sierpniu 1991 roku z obozu puczystów do obozu Jelcyna. Po upadku Związku Radzieckiego i fiasku próby stworzenia wspólnych sił zbrojnych dla całej Wspólnoty Niepodległych Państw – Jelcyn zdecydował się na nominowanie Graczowa na ministra. Czemu? Sam Jelcyn w swoich pamiętnikach nie pisze o tym zbyt wiele. Można jedynie domniemywać, że brakowało mu ludzi potencjalnie wobec niego lojalnych a w kuluarach władzy czaił się jego przeciwnik wiceprezydent Rutskoj – też bohater z Afganistanu.

W każdym razie podczas jesiennych walk z Radą Najwyższą w 1993 roku – armia za sprawą Graczowa wierności dochowała. Nowa Rosja zawdzięczała też Graczowowi korupcję w wojsku i – podobno- wojnę w Czeczenii. Chełpliwe wypowiedzi ministra obrony z okresu Pierwszej Wojny Czeczeńskiej są pamiętane do dziś. Należy jednak pamiętać o tym ze Rosja tej wojny nie wygrała.

Graczow uosabiał dla Zachodu wszelkie wady rosyjskiej armii: chełpliwość, brak szerszych horyzontów, agresywne podejście do sąsiadów i niechęć do zmian w Europie Środkowo-Wschodniej. W Polsce odnotowano jego gest. Gdy nasz kraj żegnały ostanie radzieckie oddziały – minister odmówił udziału w tej ceremonii. On – spadochroniarz nie mógł żyrować likwidacji Imperium.

Jelcyn usunął Graczowa ze stanowiska za jego wątpliwe przewagi w Czeczenii. Resztę życia spędził były minister w cieple rządowych posad o charakterze ekonomicznym a dokładnie jako doradca w przemyśle zbrojeniowym. Na emeryturę odesłał go dopiero Putin w roku 2007.