Niby astronomowie jakieś tam sygnały nawet wychwytują, a i tak niczego zrozumieć się nie da. Dlatego mocno bym się zdziwił, gdyby owe sygnały z Wilna rzeczywiście obwieszczały jakieś decydujące zmiany. Ot, kolejny ruch w rozgrywce pomiędzy Warszawą a Wilnem, co prawda tym razem już wspólnie z Polakami z polskiej partii w rządzie Litwy. Z całym szacunkiem dla różnych wspaniałych i kompetentnych osób oddelegowanych do rządu przez AWPL, muszę stwierdzić, że na razie zgodnie grają to, co każe im dyrygent rządu – premier Butkevičius. I pewnie grać będą, bo do wyjścia z koalicji AWPL zapewne wcale się nie śpieszy. Można sobie wiele obiecywać, oczekiwać, ale rzeczywistość wcale nie jest różowa. Kolejny wyborczy zryw Polaków pewnie się skończy na tym, co partia zapowiedziała, czyli na rozwoju alternatywnej energetyki oraz infrastruktury drogowej. Już nawet jestem w stanie dostrzec rejony wileński i solecznicki przepołowione autostradami i z wiatrakami na każdym większym i mniejszym wzgórzu.

Tę fatamorganę jednak psuje jakiś nieokreślony niepokój, że pewnie nie ujrzymy na domach tabliczek dwujęzycznych. A może, skoro AWPL przekształciła się w partię ogólnokrajową vel ogólnolitewską, i Wileńszczyzna też będzie litewska. I podwaliny ku temu mamy: egzamin z języka litewskiego dla maturzystów ze szkół polskich i litewskich jak był tak pozostał do dziś ujednolicony. Jak tak dalej pójdzie i AWPL przez kilka lat utrzyma się u władzy, to i Polacy z Litwinami padną sobie nawzajem w objęcia i staną się jednym narodem ku zgrozie wszelkich nacjonalistów. I tych polskich, i tych litewskich.

Może nieco się czepiam, ale aż do łez bawi mnie wizja Songaily i Panki oraz ich polskich odpowiedników, którzy ze zdumieniem odkryją, że Litwini i Polacy potrafili się dogadać bez nich. Marzenie, ale kto wie, kto wie… Cud się może jednak ziści i każdy z nas - wzorem obywateli Stanów Zjednoczonych, którzy najpierw są Amerykanami, a już w dalszej kolejności Polakami czy Francuzami - powie: jestem Litwinem, a dopiero później jestem Rosjaninem, Polakiem, Białorusinem.

Dlaczego my, Polacy, którzy się urodzili na Litwie, czepiamy się swojego, przez nas samych stworzonego, „polskiego getta”, i odmawiamy sobie prawa bycia Litwinami? Tu jest nasza ziemia, kraj i Ojczyzna. Wielkie Księstwo Litewskie i Królestwo Polskie połączyła, ale nie złączyła Unia. Pal licho, że mówiąc tak narażę się historykom i mędrkom, ale prawda jest taka a nie inna. Więc po kiego biesa na siłę mamy przybierać wizję jedności z Koroną?! Każdy obeznany z historią dobrze zna spory między magnatami z Wielkiego Księstwa i Korony. Koroniarze zazwyczaj woleli załatwiać porachunki z Moskwą i Tatarami kosztem mieszkańców kresów. Podobna „miłość” pozostała w sercach Koroniarzy dotychczas. „Ruscy”, „Litwini” - takie określenia często padają z ust mieszkańców Polski. Oczywiście, nie wszyscy tak mówią i myślą, ale są, którzy jeszcze potrafią palnąć to ci w oczy. Dawno jednak minęły czasy, gdy czułem się zgorszony słysząc te słowa. Tak, jestem Litwinem, tak jestem „ruski” i jestem Polakiem.

Jednak pewien niesmak pozostał dotychczas i szczególnie przybiera na sile, gdy po raz kolejny z ust polityków i społecznych działaczy padają słowa mające zachęcić Polaków i Litwinów do walki o jeden z drugim o „swoje”. Szowinizm polski i litewski zdają się nie mieć granic. Jedni są uczeni, że są „narodem wybranym”, przepraszam za pomyłkę - „wybraną mniejszością narodową”, drugim się wpaja nienawiść do tych pierwszych. Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Wszyscy - i Polacy na Litwie, i Rosjanie, i sami Litwini - jesteśmy jednym narodem. Narodem może bardzo skłóconym, zagubionym, ale jednym.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (270)