Najlepszym tego przykładem niech będzie kwestia połączeń transgranicznych w elektroenergetyce. Naszym priorytetem powinna być kontynuacja zagrożonego projektu budowy mostu energetycznego z Litwą. W drugiej zaś kolejności budowa połączeń z Niemcami oraz z południowymi sąsiadami. Ważne, aby zgodnie z polityką UE kreować europejski rynek energii. Tymczasem we wrześniu br. Andriej Timonow, sekretarz prasowy Rosenergoatomu (spółki należącej do Rosatomu) poinformował, że „rozpatrywane są trzy scenariusze eksportu energii elektrycznej z siłowni atomowej w Kaliningradzie do innych krajów”. Dodał również – niejako rozwijając myśl -, że „jeśli nie uda się sprzedać energii na Litwie i w Polsce to można poprowadzić kabel energetyczny wzdłuż Gazociągu Północnego do krajów w rejonie Morza Bałtyckiego, przede wszystkim do Niemiec.” Nie trudno zgadnąć, że taki wariant wiązałby się z horrendalnymi kosztami, tymczasem czas naglił stronę rosyjską, bo kaliningradzka siłownia ma sprzedawać energię już w 2016 roku.

W swoim wystąpieniu Timonow nie ukrywał, że najatrakcyjniejszym kierunkiem przesyłu energii z Kaliningradu byłaby Polska, dał również do zrozumienia, że jedynym problemem dla realizacji przytoczonej przez niego koncepcji jest wola polityczna po stronie Warszawy. Gdyby odzew ze strony polskiego rządu był pozytywny most energetyczny łączący Województwo Warmińsko- Mazurskie i Obwód Kaliningradzki mógłby zacząć działać już 2015 roku i miałby moc 800 MW.

Pierwszym sygnałem świadczącym o zainteresowaniu Polski projektem bałtyckiej siłowni był nasilający się dyskurs wewnętrzny, który parafrazując wypowiedź prezesa PGE Krzysztofa Kiliana zawierał się w słowach „albo atom albo łupki”. Coraz głośniej zaczęto nad Wisłą podnosić kwestię wyboru tylko jednej z wielkich inicjatyw energetycznych. Przy czym po raz pierwszy pojawił się wyraźny akcent – albo jedno, albo drugie – inaczej Polska pozostanie z nadwyżkami energii. Drugim zastanawiającym wydarzeniem było pominięcie kwestii polskiej siłowni jądrowej w drugim expose premiera Donalda Tuska, które w dużej mierze dotyczyło energetyki. Zaczęto spekulować o możliwości zaniechania budowy własnej elektrowni atomowej, choć – co trzeba zaznaczyć – do dziś oficjalnie pozostaje ona priorytetem rządu.

Powyższą sprawę kilka dni temu uzupełnił kolejny wątek. Minister Sławomir Nowak uczestniczył w posiedzeniu Polsko-Rosyjskiej Międzyrządowej Komisji ds. Współpracy Gospodarczej. Agencja Regnum kierowana przez Modesta Kolerowa, człowieka blisko związanego z Władimirem Putinem poświęciła temu wydarzeniu i osobie ministra transportu RP dwa ciekawe teksty. W pierwszym z nich przytacza się słowa dyrektora Instytutu Strategii Energetycznej Aleksieja Gromowa. Według nich Sławomir Nowak zasygnalizował możliwość powstania mostu energetycznego z Kaliningradem. „Polski rząd ma rozważyć tą inwestycję”- miał powiedzieć. Gromow dodaje, że inicjatywa związana z bałtycką siłownią ma szerszy kontekst: “dla Polaków to szansa by pokazać, że nastąpiła u nich pozytywna zmiana w stosunku do rosyjskich inicjatyw energetycznych”. Natomiast w drugim tekście agencji Regnum przytaczany jest ekspert Dmitrij Baranow, który uważa, iż “rozważanie” inwestycji mostu energetycznego w ustach ministra Nowaka oznacza, że “pewne zainteresowanie tym projektem w Polsce już się pojawiło.” „W przeciwieństwie do innych sąsiadów w regionie Polska jest gotowa wspierać a nawet uczestniczyć w projekcie”- dodaje rosyjski ekspert. Baranow stawia także ciekawe pytanie: „dlaczego by nie wykorzystać terytorium Polski w roli tranzytowej? Na transporcie energii z Kaliningradu można zarobić i poprawić współpracę z sąsiadami.”

Powyższe wypowiedzi muszą niepokoić ponieważ projekt rosyjskiej siłowni może zagrażać bezpieczeństwu energetycznemu Polski. Po pierwsze z powodu utworzenia kolejnej nici zależności pomiędzy naszymi krajami. Z Rosji transportujemy już olbrzymie ilości gazu i ropy, mielibyśmy dołożyć do tego jeszcze energię elektryczną? Takim działaniom z pewnością sprzyjałaby mniejsza obecność tematyki dywersyfikacyjnej w kontekście energii elektrycznej, w polskim dyskursie jest ona zdominowana przecież przez kwestie ropy i gazu. Po drugie, retoryka „atom albo łupki” wskazuje na to, że udział Rzeczpospolitej w projekcie bałtyckiej siłowni może storpedować budowę własnej elektrowni. Jest zresztą ku temu wygodny moment, nadal działa „efekt Fukushimy”, niechętne energetyce jądrowej są liczne ruchy ekologiczne i nasz najważniejszy partner gospodarczy- Niemcy. Europa pogrąża się w kryzysie a polski wzrost gospodarczy maleje, tymczasem budowa elektrowni atomowej to bardzo kosztowna inwestycja…

Zaniechanie budowy polskiej elektrowni atomowej i korzystanie z energii produkowanej w Kaliningradzie to w dłuższej perspektywie czasu możliwe uzależnienie od rosyjskiego, dość wrażliwego (szczególnie politycznie) dostawcy. W jaki sposób? Otóż istotnie zmniejszyłaby się skłonność do budowy źródeł energetycznych po polskiej stronie, a także pojawiłyby się naturalne problemy z finansowaniem tego typu inicjatyw zważywszy, że źródło tańszej energii byłoby tuż za polską granicą. Tańszej – pytanie na jak długo… Czy nie powtórzyłby się scenariusz znany z umowy gazowej?

Projekt budowy mostu energetycznego z Litwą zyskał aprobatę i pomoc finansową ze strony UE, która uznała go za jeden ze strategicznych elementów budowy tzw. Baltic Ring. Tymczasem próżno w dokumentach unijnych szukać projektu połączenia Polski z Kaliningradem. Czy zatem budowa tego połączenia byłaby opłacalna ekonomicznie? Chyba nie, skoro Polska strona musiałaby pokryć wszystkie, bardzo wysokie koszty (po polskiej stronie granicy), wynikające choćby z konieczności synchronizacji systemów. O co więc chodzi? Będziemy dociekać w kolejnych materiałach