Jeden z nich - to historyk Uniwersytetu Wileńskiego i telewizyjny celebryta, który przy byle okazji powtarza za swoimi warszawskimi kolegami, że w październiku 1920 r. na Litwie nie doszło do żadnej interwencji zbrojnej ze strony Polski, że Lucjan Żeligowski po prostu zebrał lokalnych „starolitwinów” i wyruszył wraz z nimi na Wilno, ażeby je wyzwolić spod kurateli „litwomanów” czy po prostu „nowolitwinów”. Nie była to wojna, tylko lokalny „konflikt o Wilno”, gdzie – jeśli będziemy kierować się tego typu logiką - „swoi strzelali do swoich”. „Starolitwini” odbili „nowolitwinom” Wilno oraz całą Litwę Wschodnią, jednakże nazwali ją Litwą Środkową, co było aluzją do tego, że stara Litwa Wschodnia (tj. Białoruś) i Litwa Zachodnia (tj. część Dzukii, północna część Suwalszczyzny, Kiejdany, Poniewież, Utena, Auksztota i cała Żmudź ) mogą liczyć na podobne „wyzwolenie”.

Nie wyjaśniono tylko pewnego istotnego szczegółu - kiedy ci „starolitwini” nagle stali się Polakami: czy po bitwie pod Giedrojciami i Szyrwintami w dniach 17-21 listopada 1920 r. czy po aneksji okupowanego kraju w 1922 r. ?

Żeby te bajki brzmiały jeszcze groźniej, słuchaczy się straszy, że w przeciwnym wypadku Wilno oraz całą Litwę ponownie okupują dopiero co z niej wygnani bolszewicy i Litwę spotka taki sam los, jaki przypadł w udziale Białorusi. Jednym słowem, strzelamy do was po to, by bolszewicy was nie podbili. Bardziej naiwny słuchacz może pomyśleć, że radziecka okupacja Łotwy i Estonii miała miejsce nie w 1940, tylko w 1922 roku, bo Polska tak i nie wprowadziła wojsk na swoje byłe Inflanty. A wręcz przeciwnie – zaproponowała Łotyszom pomoc w uwolnieniu spod kurateli bolszewickiej Łatgalii w latach 1919- 1920. Pomóc pomogła, ale przy tym pamiętała też o tym, by opuścić wspomniane tereny. Rezekne i Daugawpils Polska zostawiła dla Łotwy. Może po to, by „natychmiast” zajęli je bolszewicy?

O ile historycy unikają rozważań w rodzaju „co by było, gdyby było”, to w tym przypadku zgodnie robią wyjątek -jak w Warszawie, tak też niektórzy i w Wilnie.

Inną osobą, negującą fakt okupacji, jest znany litewski polityk, słynny wnuk bolszewickich kolaborantów i cała jego „partyjna kompania”. Propagują oni na Litwie stanowisko moskiewskich politruków, zgodnie z którym w czerwcu 1940 r. nie doszło do żadnej interwencji ZSRR: Litwa na własne życzenie zasiliła szeregi Armii Czerwonej, a aneksja kraju w sierpniu 1940 r.- była dobrowolnym wstąpieniem w skład „bratniej rodziny republik radzieckich”, z której, „wbrew woli narodu” Litwa wystąpiła w 1990 r. Przyczynili się do tego „sajudysci-landsbergisci”, którzy to następnie 13 stycznia 1991 r. zorganizowali pokazową strzelaninę „swoich do swoich”.

Stronnicy tego polityka także mają czym zastraszyć – opowiadają, że w czerwcu 1940 r. Armia Czerwona „z wyprzedzeniem” wyzwoliła Litwę spod hitlerowskiej okupacji. I gdyby nie „braterska pomoc ZSRR” jak w 1940 r., tak i tuż po wojnie - mówią oni - to my, Litwini, skończylibyśmy w krematoriach albo w najlepszym wypadku zostalibyśmy zniemczeni. Znów powtarza się ten sam scenariusz: okupowaliśmy, zsyłaliśmy, zabijaliśmy po to, by was nie okupowali, nie zsyłali, nie zabijali inni. Z tego wynika, że wszystkie kraje europejskie, które ominęło „wyzwolenie” Armii Czerwonej i późniejsza „bezinteresowna opieka ZSRR” są w tej chwili albo spalone, albo zniemczone.

„Jak można okupować siebie samych?”

Tego typu pytanie retoryczne bardzo często pojawia się w dyskusjach litewskich Polaków i ich oponentów. Odpowiedź jest bardzo prosta: można i wbrew pozorom nie jest to takie trudne – wystarczy sprowadzić wojsko innego państwa oraz jego generałów. W podobny sposób „sami siebie”, czyli Łotwę w 1919 r. okupowali czerwoni łotewscy strzelcy, a w 1938 r. przy pomocy Polski okupował „sam siebie” również czeski Cieszyn oraz korzystając ze wsparcia Niemiec czeskie Sudety. Aneksję tych ostatnich dużo wcześniej pobłogosławiono w Monachium. Pobłogosławili ją ówcześni przywódcy państw europejskich i dyplomaci. Ci, którzy negują fakt okupacji Wilna oraz usprawiedliwiają jego aneksję, prawdopodobnie uważają, iż aneksja Sudetów podobnie, jak wcześniej Wileńszczyzny, była legalna.

Podkreśla się też, że Józef Piłsudski i Lucjan Żeligowski pochodzili z Litwy – Piłsudski wszak nawet zwykł nazywać siebie Litwinem. Zatem wychodzi na to, że wyzwolili oni swój kraj. I jak tu nie wspomnieć, o Gruzinie Józefie Stalinie, którzy w bardzo podobny sposób w 1921 r. „wyzwolił” swoją ojczyznę Gruzję, a w 1938 r. swoją ojczyznę Austrię „wyzwolił” Austriak Adolf Hitler. Nie muszę mówić o tym, ile zyskali na tym pozbawieni państwowości Gruzini i Austriacy, jak też o tym, że każdy naród zawsze miał swoje peryferie, tzn. swoich mankurtów i quislingów.

Swoją wersję historii Litwy, historyk ten i jego zwolennicy przedstawiają, jako jeden z możliwych „narratywów”. A dokładnie rzecz biorąc, jako „narratyw” polski „na Litwie”. Z kolei „narratyw” historyczny wspomnianego polityka jest ewidentnie rosyjski. „В Литве“. Oba te „narratywy” łączy jedna wspólna cecha – stworzono wspólną wersję historii Litwy z uwzględnieniem interesów innego państwa. Ale spróbowalibyście w Rosji głosić „narratyw” francuski o tym, jak ich bohater narodowy Napoleon Bonaparte postanowił „wyzwolić” francuskojęzyczną rosyjską arystokrację spod rządów autokraty i zacofania kulturalnego. Usłyszycie, że w Rosji nie uważa się go za bohatera, ani za nosiciela cywilizacji, tylko za okupanta.

Spróbujcie w Polsce rozpowiadać bajki o tym, że Szwedzi mieli dobre intencje i chcieli w XVII w. wyzwolić Polskę spod wpływów konserwatywnych katolików oraz podzielić się zdobyczami społeczeństwa germańskiego, tymi samymi, jakie dali innym podbitym krajom Liwonii.

Albo opowiedzcie Rosjanom o szlachetnych celach byłego generała moskiewskiego Andrieja Własowa, który z milionową armią pod wodzą Niemiec (ROA) próbował „uratować” Rosję przed stalinizmem. Wyrzucą was z kraju. Na Litwie zaś odwrotnie. Kiedy jedna uczennica ze szkoły w rejonie solecznickim napisała wypracowanie pt. „Skutki polskiej okupacji na Litwie Wschodniej”, polska prasa na Litwie wszczęła atak - „To oszczerstwo! Nie było żadnej okupacji! Jaka z niej Polka, skoro mówi w ten sposób! Szkoły litewskie kaleczą polskie dzieci!”

Jeden z ambasadorów Rosji na Łotwie W. Kałużnyj powiedział, że na drodze Rosjan do zdobycia obywatelstwa łotewskiego stoi m.in. egzamin z historii Łotwy, który wymaga, aby przyznać fakt okupacji Łotwy przez ZSRR w 1940 r., co z kolei stanowi „gwałt na duszy” Rosjanina, ponieważ historii Rosjanie uczyli się z innych podręczników. Ciekawe zatem, jakiej historii ze swoich podręczników za litewskie pieniądze uczą się polskie dzieci na Litwie, skoro przyznanie okupacji Wileńszczyzny wywołało taką burzę niezadowolenia?

Siostry bliźniaczki – Rosja i Polska

Ideologów Rosji i Polski łączą stare tradycje paternalistyczne i szowinizm mocarstwowy. Ta rosyjska samoocena jak igła z worka wystawała z pierwszych linijek tekstu hymnu ZSRR, który w 1943 r. został zastąpiony przez „Internacional”, : „„Союз нерушимый республик свободных / Сплотила навеки Великая Русь“ (Związek niezłomny wolnych republik,
Złączyła na wieki wielka Ruś).
Jednakże bolszewicy unikali jawnego manifestowania szowinizmu mocarstwowego, nawet walczyli z tym za pomocą różnorodnych metod. Nie zważając na to, to tu, to tam przebijały się hasła dotyczące wielkiej misji narodu rosyjskiego, który ukulturalnia inne narody i tuli je do serca Rosji broniąc przed innymi złymi sąsiadami.

Polacy odwrotnie – na początku XX w., gdy powstawały państwa narodowe, zawsze i wszędzie podkreślały swoje posłannictwo w stosunku do krajów sąsiednich. Jak pisze polski historyk Krzysztof Buchowski, nawet w federacyjnym projekcie Piłsudskiego przewidziano przywództwo Polski, a narody sąsiednie – Czechów, Ukraińców, Białorusinów, Litwinów i Łotyszy - traktowano, jako narody zacofane, które nie dojrzały jeszcze do własnej państwowości, dlatego też nie zasługują na to, by posiadać własne państwo (patrz monografię wspomnianego autora „Litwomani i polonizatorzy”, Wilno 2012).

Nic dziwnego, że wszystkie narody ościenne omijały ten polski projekt szerokim łukiem. W bardziej zawężonym projekcie odnowienia unii polsko-litewskiej rolę wiodącą również zarezerwowano dla Polaków; na etnicznym terytorium litewskim władzę mieli sprawować lokalni Polacy – duchowni, wojskowi, nauczyciele i in. Piłsudski obiecywał Litwinom na Litwie autonomię kulturalną. Naturalne przeciwstawienie się Litwinów tego typu ideom oraz perspektywie upadku litewskości złościło polskie społeczeństwo i prowokowało do planowania interwencji zbrojnej – tych planów nie ukrywano. Jednocześnie w sposób cyniczny dziwiono się nastrojom antypolskim na Litwie.

Ciekawy jest jeszcze jeden szczegół pochodzący z tamtego okresu: jesienią 1919 r. w Polsce postanowiono nasilić nacisk dyplomatyczny na Litwę i rozpocząć anty-litewską kampanię propagandową, która miała na celu dyskredytację rządu litewskiego oraz wspieranie wszelkiego rodzaju ruchów opozycyjnych na Litwie. Jak widać, ta tradycja uprawianej przez Polskę polityki, niech nawet z przerwami, liczy już prawie 100 lat.

Mając w zasadzie identyczne wizje państw federacyjnych i kierując się pragnieniem odrodzenia byłego imperium, tak Polska, jak i Rosja zaczęły „się rozpychać łokciami” w regionie. Na początku walczono o tzw. „terytoria buforowe” - Litwę i Łotwę, jednakże w marcu 1920 r. Polska rzuciła wyzwanie samej Rosji – rozpoczęła wyprawę na Moskwę i w kierunku Kijowa.
Jak wynika ze źródeł rosyjskich Józef Piłsudski swój program - maksimum określał w sposób następujący: „Mam jedno marzenie – dojść do Moskwy i napisać na kremlowskiej ścianie: Zabrania się mówić po rosyjsku!”. Do Moskwy nie doszedł, lecz Kijów udało mu się zająć. Jednak w maju Rosjanie przeszli do kontrofensywy i w lipcu przegonili Polaków aż do Warszawy. Jak wiemy, w sierpniu bolszewicy zostali rozbici pod Warszawą. Mimo to, Piłsudski nie odważył się po raz drugi wyruszyć na Moskwę czy Kijów – zadowolił się Ukrainą Zachodnią, Południową i Wschodnią Litwą oraz częścią Białorusi.
Rewanż Rosji miał miejsce 17 września 1939 r.

Kij o dwóch końcach

Trzecim państwem w regionie, które przez długi okres czasu miało mesjańskie zapędy imperialistyczne były Niemcy. Jednakże porażka w II wojnie światowej na długo wyleczyła je z tych ambicji. Swoją ideologię pierwszej połowy XX w. Niemcy dziś oceniają, jak błąd, który w latach 1939-1945 doprowadził kraj oraz całą Europę do tragedii.

Polska i Rosja nadal nie wyzbyły się ambicji imperialistycznych, przybrały one inną, bardziej współczesną postać. Wstąpienie Polski do UE i NATO nie wpłynęło na zanik tych szowinistycznych ambicji i zapędów. W Polsce nazwano je „polityką kresową”, w Rosji – rozwijają się pod przykrywką organizacji „Russkij Mir”. Tak Polska, jak i Rosja usprawiedliwiają swoją politykę międzywojenną sytuacją państw ościennych. Różni się tylko interpretacja i argumentacja, jakiej się używa do usprawiedliwienia przemocy, której użyto przeciwko sąsiadom. Czy naprawdę nikt nie zastanawia się nad tym, dokąd może zaprowadzić rozpowszechnianie tych teorii?

Złączyć te dwa stanowiska w jedno nie zdołają nawet ich apologeci. Bo ci, którzy kwestionują polską okupację, przyznają radziecką, a ci, którzy odrzucają radziecką – przyznają polską. I każda ze stron zastrasza społeczeństwo drugą: pierwsi przedstawiają Polskę, jako obrończynię Litwy przed Rosją, drudzy przedstawiają Rosję, jako obrończynię Litwy przed Polską. Zarówno jedni, jak i drudzy proponują, by zgodzić się na kaprysy preferowanej strony, co ma gwarantować Litwie bezpieczeństwo. Co gorsza, niektórzy politycy dają się złapać na tę przynętę nie rozumiejąc, że za każde ustępstwo w stosunku do dużego kraju , mały kraj płaci utratą własnej państwowości.

Z drugiej strony, być może po tym, jak w Smoleńsku Donald objął się z Władimirem , a w Wilnie - Waldemar z Iriną, obejmą się także dwaj propagatorzy różnych „narratywów” historycznych? I wówczas temat dwóch okupacji ostatecznie zniknie z podręczników historii. A może nawet pojawi się nowy – niemiecki „narratyw”, który będzie kwestionować kajzerowską i hitlerowską okupację Litwy. Ważne, żeby było jak najwięcej „naratywów”. I żeby ani jeden spośród nich nie mobilizował i nie jednoczył społeczeństwa litewskiego.

Pozostaje tylko pytanie – czy ci autorzy „naratywów”, którzy mają gdzieś historię Litwy tak naprawdę są „swoi”?

Alvydas Butkus, profesor Uniwersytetu Witolda Wielkiego, członek partii Związek Narodowców (Tautininkų sąjunga)

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (292)