Tragiczne wydarzenie miało miejsce w lipcu ubiegłego roku w Torquay w hrabstwie Devon, jednak dopiero teraz sprawa zyskała szerszy rozgłos, dzięki dochodzeniu, jakie się toczy. 26-letni taksówkarz Marek W. usłyszał od swojej żony Agnieszki, że ta od niego odchodzi. Mężczyzna napisał czterostronicowy list pożegnalny. Gdy kobieta go przeczytała, natychmiast zawiadomiła policję, która udała się na poszukiwania Polaka.

Jednak mimo tego, że funkcjonariusze zdołali odnaleźć Marka W., nie zdołali zapobiec tragedii. Mężczyzna jadący swoim samochodem nie zatrzymał się, wręcz przeciwnie, przyspieszył, skręcił na przeciwległy pas ruchu i uderzył w samochód, którym podróżowała rodzina z Irlandii przebywająca w Devon na wakacjach.

Na miejscu śmierć poniósł 16-miesieczy syn irlandzkiej pary. Jedyną osobą, która przeżyła jest 36-letnia Elber Twomey. Jej mąż Con zmarł w wyniku obrażeń kilka miesięcy później w szpitalu. Oprócz małego synka Oisina, kobieta straciła także nienarodzone dziecko – w chwili wypadku była w szóstym miesiącu ciąży. Również Polak nie wyszedł cało. Zaraz po zdarzeniu został aresztowany i przewieziony do szpitala, gdzie zmarł jeszcze tego samego dnia.

Na wtorkowym przesłuchaniu odbywającym się w Torquay relację z tego co się stało zdał świadek – John Onions. Mężczyzna powiedział, że do tej pory męczą go wspomnienia tragedii, zwłaszcza, że widział jak samochód Twomey’ów go wyprzedza i gdyby nie to, zapewne on stałby się ofiarą polskiego taksówkarza.

To zabrzmi okropnie, ale działania kierowcy wyglądały na celowe. Zdecydował się przyspieszyć i przejechać na drugą stronę drogi. Con Twomey nie miał szans nic zrobić, nie mógł tego ominąć – powiedział Onions.

Zeznający policjant tłumaczył, że Marek W. przez 39 minut jeździł tym samym odcinkiem drogi – od jednego ronda do drugiego. Zostało to nagrane przez kamery monitoringu. Funkcjonariusz Ben Bickford zauważył go i włączył sygnalizację w swoim samochodzie, dając Polakowi znak, by ten zjechał na pobocze. Jak wiadomo, tak się nie stało.

Adwokat Elber Twomey wyraził wątpliwości co do tego, czy policja wie jak się należy zachować mając do czynienia z kierowcą samobójcą. Jednak inspektor James Nye oświadczył, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.

Marek W. w liście pożegnalnym napisał, że nie obwinia swojej żony za to, że od niego odchodzi. Podjął pracę taksówkarza po tym jak rodzina popadła w finansowe tarapaty. Pracował przez sześć nocy w tygodniu. Jego żona zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci. Przesłuchiwana tydzień po śmierci męża, powiedziała, że czuje się odpowiedzialna za to, co się stało – On nie popełnił samobójstwa. Ja go zabiłam. Odebrałam mu całą nadzieję. Odebrałam mu wszystko - tłumaczyła.

Source
Anglia i Szkocja - POLEMI.co.uk
Comment Show discussion