Tekę ministra ds. ropy naftowej i gazu w rządzie al-Kiba pełni Abd ar-Rahman ben Yazza, były członek zarządu włoskiej Eni, która była największym producentem ropy w Libii w czasach reżimu al-Gaddafiego.

Postać ben Yazzy i jego przeszłość zdaniem autora Energo24.pl nabierają istotnego znaczenia w kontekście pola naftowego Elephant. Tuż przed wybuchem powstania przeciwko 42 letnim rządom libijskiego dyktatora, Gazprom wydał 163 mln$ za 16,5% udziałów w konsorcjum, które miało wydobywać surowiec z tego źródła. 66% udziałów należało natomiast do włoskiego Eni. W wyniku wojny domowej Gazprom zawiesił udział w całym przedsięwzięciu.

W wydanym niedawno oświadczeniu uzależnia powrót do realizacji projektu od powołania “legalnego” rządu Libii. Co może oznaczać taka fraza? Zdaniem autora Energo24 postać ben Yazzy jest bardzo korzystna dla Gazpromu a pomiędzy jego osobą, wyborami w Libii i oświadczeniem Gazpromu istnieje korelacja. Nie rozwija on jednak swojej myśli.

Moim zdaniem nawet i bez dawnego członka zarządu Eni, TRN starałaby się respektować kontrakt Gazpromu z czasów al-Gaddafiego. Zła sytuacja bezpieczeństwa w Libii powoduje, że mimo pozytywnego podejścia władz do dawnych umów możemy zaobserwować odpływ inwestorów z tego kraju. Bez nich odbudowa będzie niemożliwa. W kontekście zażyłości niezwykle istotnej dla TRN- Eni i jej partnera- Gazpromu (np. w Arktyce), oświadczenie rosyjskiego giganta może stanowić rodzaj szantażu. Brzmi on mniej więcej tak: jeśli po wyborach układ rządowy nie będzie dla nas korzystny to całe konsorcjum wycofa się z projektu Elephant…