Chyba nikt, kto był na Łotwie tuż przed referendum, nie mógł nie zauważyć tej mobilizacji społecznej. W radiu, telewizji, Internecie stale pobrzmiewały hasła „Celies un ej” – „Wstań i idź” oraz „Tu zini, kā balsot” - „Wiesz, jak głosować”. Nietrudno się domyślić, że chodziło o głosowanie przeciwko zmianom. Do tego namawiali działacze kultury, politycy, zwykli Łotysze, a nawet cudzoziemcy. Każda łotewskojęzyczna gazeta na dzień przed referendum miała przynajmniej jedno ogłoszenie wykupione przez różne organizacje społeczne (w tym przez stowarzyszenia diaspory łotewskiej na całym świecie).

Wprowadzenie rosyjskiego jako drugiego języka urzędowego utożsamiano niemal z automatycznym skazaniem języka łotewskiego na wymarcie. „Jeśli nie będzie języka, nie będzie naszego narodu i państwa” - taką czarną wizję rysowały ogłoszenia wykupione przez światowe organizacje diaspory łotewskiej. W liście otwartym Łotewskiego Związku Represjonowanych Politycznie czytamy: „Ta ziemia dana nam jest przez Boga, musimy zadecydować o losie Łotwy” oraz „To nie są wybory polityków czy partii, w których nawet patrioci mogą mieć różne wizje. Tym razem jest to wybór między honorem a wstydem”.

Natomiast ogłoszenie w ramach akcji „Wstań i idź” zachęcało do aktywności wyborczej w taki oto sposób: „Łotwie nie wystarczy 60% przeciw 40%, (...) ani nawet 80% przeciw 20% (...) Chcemy, by żadna gazeta na świecie nie mogła napisać, że „Pewna część społeczeństwa łotewskiego opowiada się za dwujęzycznością”. Aby w wiadomościach telewizyjnych żadnego kraju nie zabrzmiały słowa: „Ponad ćwierć mieszkańców Łotwy popiera język rosyjski”.

Redaktor naczelny głównego dziennika łotewskiego „Diena”, Guntis Bojārs w swym artykule wiodącym pt. „Referendum zemsty” pisał: „Łotwa ma jeden język państwowy - łotewski i tak ma zostać. Nie oznacza to braku szacunku dla Rosjan i ich języka, lecz to, że każdy mieszkaniec państwa, także Rosjanin, powinien wiedzieć, że język łotewski jest świętym fundamentem państwa, na który nie wolno podnosić ręki”. Jeszcze bardziej wymowna jest karykatura na tej samej stronie, na której widzimy Pomnik Wolności w Rydze oraz inicjatorów referendum, stojących na drabinie i zdejmujących gwiazdy z nad głowy pomnika, mówiąc: „To będą tylko kosmetyczne zmiany!”. Tymczasem niedźwiedź o imieniu „FSB” podaje im czerwoną gwiazdę z sierpem i młotem, która ma być nowym zwieńczeniem pomnika.

Media rosyjskojęzyczne były nie mniej rozgorączkowane. Gazeta „Połnyj czas” już na pierwszej stronie wielkimi literami krzyczy: „Nu, za russkij!”, co można przetłumaczyć jako „No, idziemy głosować na rosyjski!”. Widzimy też skan listu jednej czytelniczki, która pisze: „Jestem Łotyszką, na referendum będę głosować NA język rosyjski. Dlaczego? Bo dobrze pamiętam, wiem i rozumiem, czym jest faszyzm. Nacjonalizm jest najkrótszą i najbardziej efektywną drogą do faszyzmu.

Nie chcę, by moi wnukowie musieli go doświadczać.” Na kolejnych stronach mamy wyraźny opis po rosyjsku, jak oddać głos, by był ważny - przy czym bez wskazania, którą opcję wybrać. Jest wywiad, w którym dyrektor Łotewskiego Centrum Praw Człowieka Anhelita Kamenska twierdzi, że w walce o język często zapomina się o zwykłych ludziach. „Kilka lat temu Centrum Języka Państwowego zabroniło publikowania informacji o profilaktyce przeciwrakowej (...). Uczestniczyłam w jednym spotkaniu, na którym niestety nie było dziennikarzy i zadałam pytanie posłance, znanemu autorytetowi w dziedzinie języka: co w niniejszej sytuacji jest ważniejsze: zdrowie pacjentki czy język łotewski? Odpowiedziała - język łotewski. Nie wiem, jak to skomentować”.

Redaktor naczelny tejże gazety, Pawieł Kiriłow, nazwał w swym artykule wiodącym „szumowiną” reżysera Alvisa Hermanisa, który na dwa dni przed referendum dał upust swym emocjom: „Za dwa miliony łatów, bo tyle będzie kosztować nas referendum, dostaniemy listę wszystkich obywateli nielojalnych wobec państwa. Właśnie owo głosowanie będzie testem dla tych – nazywajmy rzeczy po imieniu – zdrajców”. Kiriłow, nawiązując do tej wypowiedzi, grzmi: „Co dalej, p. Hermanis? Będziemy według listy deportować ludzi z kraju? Rysować krzyże na ich drzwiach? Szykować miejsca w komorach gazowych?”.

W ten sposób, ze wszystkich stron zagrzewani „do boju”, obywatele Łotwy poszli głosować. Pewna młoda Łotyszka, która oddała swój głos w ambasadzie w Warszawie, przyznała: „Nie mogłam nie uczestniczyć w referendum, nawet gdybym miała tu przyjść na czworakach”.

Referendum się odbyło, język łotewski pozostanie jedynym językiem państwowym na Łotwie. Tuż po referendum media były upojone „zwycięstwem”, ale na łotewskim DELFI można też było znaleźć odosobniony głos rozsądku. Klāvs Sedlenieks przypomniał, że w przypadku referendum decydująca jest bezwzględna liczba głosów zwolenników zmian w Konstytucji. Zatem przy podobnej liczbie zwolenników wprowadzenia języka rosyjskiego (273 347 głosów), nawet gdyby ich oponenci-przeciwnicy wszyscy pozostawali w domach (co dałoby wynik 100% głosów za!), zmiany nie mogłyby przejść. Aby tak się stało, potrzeba byłoby 771 893 głosów za.

Prezes Oddziału Związku Polaków na Łotwie „Promień” w Dyneburgu (Daugavpils), Ryszard Stankiewicz, dał dziennikowi „Latgales laiks” następujący komentarz: „Mogę tylko powiedzieć, że decydujący jest proces, który doprowadził nas do referendum.” Na pytanie, co będzie po referendum odparł: „Trudno mówić o zaostrzeniu sytuacji, gdyż i tak jest już ona dość skomplikowana. U nas ta kwestia [języka] jest na pierwszym miejscu, ale może trzeba się skoncentrować na zupełnie innych problemach – odnowieniu gospodarki i tworzeniu miejsc pracy”.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion