Urodziny

Wszystko się udało. Jest 14 czerwca; siedzę z płk. Leonem Wagnerem w jego domku letniskowym nad rzeką Narwią. W prezencie urodzinowym dostałem fajną i bardzo praktyczną torbę podróżną. Pewnie na wypadek, gdybym chciał jeszcze coś na świecie odkryć…

Pijemy wódkę, którą mu – jako „Riebionkowi” - przywiozłem z Buraczichy i zakąszamy ją grzybami z tajgi. Oglądamy zdjęcia, jakie zrobiłem, oglądamy filmy. Przede wszystkim to ja mówię. Starszy pan słucha. Wytrzymałem tak z godzinę:

- Czemu tak milczysz? – zapytałem starszego przyjaciela.

- A myślę Dareczku, co zrobić z tymi trzema drzewkami jakie mi przywiozłeś –odpowiedział „Riebionok”.

Płk Wagner chłonął każde słowo z mojej opowieści o wyprawie na daleką Północ Rosji. W zasadzie nic go nie dziwiło. Zaskakiwała pozytywnie gościnność wszystkich, którzy okazywali nam życzliwość, ale nie było to zdziwieniem.

- Przecież Rosjanie to dobrzy ludzie. To system był zły, a nie jego ofiary –spokojnie odpowiada na pytanie, czy czuje do Rosjan żal. – Zawsze tak myślałem. Kiedy służyłem w wojsku i mogłem spokojnie porozmawiać z radzieckimi oficerami, mówiliśmy to sobie wprost. Ale tylko jak rozmawiały dwie osoby. Obecność trzeciej to już strach. Tę nieufność stworzył system, machina w której wszyscy byliśmy malutkimi trybikami –wyjaśnia.

- Przebaczenie? Komu niby miałbym coś przebaczać? Po prostu przyszło nam żyć w nienormalnej, chorej rzeczywistości – spokojnie kontynuuje Leon Wagner.

Jako dziennikarza dziwi mnie trochę ten spokój. Wyważone i mądre słowa płyną z ust doświadczonego życiem człowieka, któremu tajga zabrała dzieciństwo, a dalsza zsyłka matkę. Człowiek, który miałby prawo do nienawiści stanowczo odżegnuje się od takich uczuć.

Refleksje po wódce z „Riebionkiem”

Nie znam chyba w Polsce ludzi nienawidzących Rosjan. Owszem, spotkałem kilku takich, ale trudno ich traktować poważnie. Trudno, bo nie potrafili nic o Rosji i Rosjanach powiedzieć, a kilka sloganów płynących z ich ust było na tyle głupich, że nie wartych nawet minuty dyskusji. Wszędzie na świecie jest nacjonalizm, wszędzie też młodzież podatna na proste hasła i możliwość realizacji swoich „ideałów” w grupie. Są szczęśliwi, jeśli jako grupa będą mogli walczyć z „kimś”.

Rzecz w tym, że to już było! Wszystkie systemy totalitarne budowały swoje imperia na walce z kimś. Zmieniali się wrogowie, ale nie cele walki z nimi: budowa systemu prowadzącego do władzy absolutnej –totalitaryzmu. Nieważne czym systemy te były i są podbudowane: chorą ideologią, filozofią utopijną czy religią. Jedno miały i mają wspólne – nie istnieje dla nich jednostka. Taki właśnie był stalinizm (1929 – 1953).

Warto krótko odpowiedzieć sobie na pytanie skąd wziął się stalinizm. Oczywiście z chorej, utopijnej ideologii. Był możliwy dzięki: niemieckiemu twórcy socjalizmu naukowego – Karolowi Marksowi, jego angielskiemu współpracownikowi – Fryderykowi Engelsowi, rosyjskiemu rewolucjoniście – Włodzimierzowi Leninowi, polskiemu twórcy krwawej bezpieki – Feliksowi Dzierżyńskiemu i w końcu Gruzinowi – Józefowi Stalinowi. Jak widać, ideologia nie zna granic…

Czy możemy uczyć się historii od ofiar totalitaryzmu? Ależ oczywiście! Bo od kogo, jeśli nie od nich, od ich oprawców? Problem tkwi jednak w tym, że z wypowiedzi ofiar wybiera się zazwyczaj to, co politycznie wygodne. I karmi społeczeństwa półprawdami, szczując na siebie.

Rosyjski historyk Roj Miedwiediew liczbę ofiar stalinizmu w ZSRR i państwach satelickich szacuje na – 40 mln. Największa z nich część, bo ok. 75 proc. to Rosjanie. Nie ma w Rosji rodziny, która nie współpracowałaby z władzą komunistyczną. Nie ma, bo być nie mogła. System objął wszystkich. Pewnie nie ma rosyjskiej rodziny, w której ktoś nie współpracowałby z bezpieką. Jednak z pewnością też nie ma takiej rodziny, która nie miałaby w swej historii ofiar komunistycznych zbrodni.

Jeśli na historię Rosji XX w. spojrzeć z tej właśnie perspektywy zrozumienie staje się bliższe. To najprostsze ze „zrozumień” – takie zwykłe, ludzkie.

Rodzina mojej Mamy pochodzi z Zachodniej Ukrainy; spod Brzeżan dokładnie. Przed trzema laty wybrałem się tam będąc we Lwowie. Po prostu wsiadłem w samochód i pojechałem. Chciałem tylko odnaleźć dom dziadka, który znałem z opowieści i zapalić lampkę w miejscu pochówku chowanego na miejscowym cmentarzu, chyłkiem, nocą – pradziadka. To ofiary rzezi na Polakach, jakiej dokonali na nich ich sąsiedzi, a nawet krewni – Ukraińcy. Do wioski dojechałem. Domu jednak nikt nie chciał mi wskazać. Znalazłem go w końcu, zrobiłem kilka zdjęć. Pogadałem chwilę z sąsiadami. Nikt nie poczęstował mnie nawet szklanką wody. Na cmentarz już nie wszedłem. Przed bramą czekała na mnie banda z pałkami.

Kiedy kończę ten reportaż, w Polsce trwają obchody 70 rocznicy „Rzezi Wołyńskiej” – wydarzeń, podczas których Ukraińcy wymordowali 100 tys. Polaków. W myśl poprawności politycznej i z nadzieją na poprawę kontaktów z Ukrainą, na „pojednanie” – polski Sejm nie zdecydował się nazwać tej rzezi po imieniu – ludobójstwem. Dziwne to dla mnie szczególnie po powrocie z Rosji. Wygląda to tak, jakby w imię poprawności politycznej Ukraińcy dostali glejt na historyczna niewinność. A Rosjanie…?

Kiedy odnaleźliśmy PIERWSZE groby PIERWSZYCH zesłańców PIERWSZEJ zsyłki, informację o tym odkryciu podała polska Informacyjna Agencja Radiowa (IAR) piórem swojego korespondenta w Moskwie – red. Macieja Jastrzębskiego. Depesza została potem uzupełniona przez główny portal informacyjny polskiej państwowej telewizji –TVP: WWW.TVP.INFO . Dotarła więc i do IPN-u i polskiego MSZ. Niestety, nikt nie zainteresował się moja wiedzą. Dane GPS położenia cmentarzy przekazałam więc za pośrednictwem rosyjskiego portalu informacyjnego. Dziwne to trochę…

* * *

Mniejszą tabliczkę z nazwiskiem Kazia zostawiłem w muzeum w Niandomie. Ufam, że Pani Elena Kuzniecowa zrobi z nią coś dobrego. Płk Leon Wagner rozwiązał już problem drzewek z tajgi. Jedno zasadził przed swoim domem, jedno podarował bratu, a trzecie rosnąć będzie wśród kamieni upamiętniających ofiary zsyłki w jego rodzinnej Łomży.

Dostałem też od Sławy (myśliwego) MMS-a z samiutkiej tajgi. Tablica Kazia świeci wesoło. Tak, jakby z innymi dziećmi nas pozdrawiał. Kim był dla mnie Kazio? Kimś o kim słyszałem przez całe życie od Babci, Ojca, Stryja. Kimś kto sprawił, że śniegi tajgi obciążyły i mnie.