„Musimy wrócić do zasady, która obowiązywała naszą dyplomację jeszcze kilkanaście lat temu, że domagamy się, by mniejszość traktowano tak, jak wymagają tego europejskie standardy, i nic więcej. Nie może być tak, że obywatele litewscy narodowości polskiej chcą rozwiązywać wszystkie swoje problemy za pośrednictwem Warszawy. Mają swój rząd, swój samorząd, to ich partnerzy do rozmowy” - oświadczył w Widacki.
Profesor podkreślił, że „najlepszy prezent, jaki możemy zrobić Polakom na Litwie, to utrzymywać dobre stosunki z Wilnem. Ważne jest to, że w ostatnich tygodniach politycy z obydwu krajów zaczęli ze sobą rozmawiać, zrozumieli, że tylko w ten sposób można wyjaśnić wszystkie sporne kwestie”.
Widacki zaznaczył, że ws. oryginalnej pisowni nazwisk już się wypowiedział Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, a na dwujęzyczne tablice Polska zdecydowała się po 20-letniej dyskusji. Litwini potrzebują trochę więcej czasu.
Głównym problemem nieporozumień polsko – litewskich zdaniem byłego ambasadora RP na Litwie jest polska arogancja i litewskie kompleksy oraz fobie.
„Musimy pamiętać, że Litwa to mały kraj, wciśnięty między wielkich sąsiadów. Gdy się na Litwinów krzyczy, to zamykają się w sobie. Teraz, gdy na Litwie rządzi lewica, łatwiej będzie się dogadać, bo nowy rząd nie trzyma się tak kurczowo polityki historycznej” - podkreślił Widacki.