Tym razem gośćmi dyskusji byli szefowie największych polskich mediów na Litwie. Radio „Znad Wilii” reprezentował dyrektor generalny Mirosław Juchniewicz, „Kuriera Wileński” - redaktor naczelny Robert Mickiewicz, „Wilnotekę” i TV Polonię – Walenty Wojniłło oraz wasz pokorny sługa, jako redaktor PL DELFI. Niestety ideologiczny portal partyjny nawet nie kwapił się z odpowiedzią na zaproszenie.

Zatrważające liczby

Moderator dyskusji bloger Aleksander Radczenko dyskusję rozpoczął od porównania rocznych nakładów rosyjskiej i polskiej prasy na Litwie, których stosunek wynosi 15 mln egzemplarzy do 1 mln i zaprosił zebranych do spróbowania znalezienia panaceum na zaistniałą sytuację.

Temat liczb przedłużył dyrektor generalny radia „Znad Wilii” Mirosław Juchniewicz. 30 proc. litewskiego rynku telewizyjnego kontroluje grupa LNK, 23 proc. należy do TV3. Państwowa telewizja LRT ma tylko 8,8 proc., co w porównaniu z telewizjami rosyjskimi (NTV, RTR, PBK), którzy w sumie kontrolują 15,7 proc. rynku, jest zatrważające.

„Jeśli rzeczywiście chcemy się przeciwstawić rosyjskiej propagandzie podstawowym warunkiem jest, aby media były niezależne, profesjonalne, żeby kształtowały społeczeństwo obywatelskie, budowały świadomość Polaków na Litwie, rozwijały demokrację i nie uprawiały propagandy partyjnej. Media muszą być odpolitycznione” – powiedział na wstępie dyrektor Radia „Znad Wilii” Mirosław Juchniewicz.

Redaktor naczelny „Kuriera Wileńskiego” Robert Mickiewicz i redaktor Wilnoteki Walenty Wojniłło byli zgodni w swoich wypowiedziach: niemoc polskiej społeczności na Litwie, brak koncepcji do walki z rosyjską propagandą i nie tylko polskich mediów, ale też i litewskich, brak atrakcyjnej alternatywy dla rosyjskich telewizji.

Następnie kolej doszła do mnie. W swojej wypowiedzi spróbowałem bardzie szczegółowo wytłumaczyć zebranym metody działania rosyjskiej propagandy. Z racji tego, że portal DELFI niejednokrotnie był atakowany przez rosyjskich hackerów, miałem możliwość przedstawienia sytuacji, jako człowiek z wewnątrz systemu.

Jak działa rosyjska propaganda

Wypowiedź w skrócie.

„Rosja w swoje media inwestuje nie tylko u nas, w krajach bałtyckich, ale aktywnie działa też w Londynie czy nawet w samych USA. Z kolei Ameryka zaspała, co w sumie sama i przyznaje, a żeby odbić pozycje, które zajęła rosyjska propaganda, obecnie trzeba bardzo dużo zainwestować.

Jeśli mówić konkretnie na Litwie, jednym z oficjalnych przedstawicieli rosyjskiej propagandy jest nowopowstały Baltnews.lt. Kuratorem został Anatolij Ivanov, naczelny redaktor „Litovskovo kuriera”. Dziennikarze byli werbowani w rosyjskich szkołach. Ivanov organizował spotkania w rosyjskiej ambasadzie i obiecał zorganizowanie wyjazdu na studia do Rosji.

Ukrytą, a raczej anonimową propagandą zajmują tak zwani trolle i fighterze. Ich zadaniem jest aktywne komentowanie artykułów. W komentarza na portalu DELFI jest możliwość poinformowania o niestosownym komentarzu. Z tej usługi oni aktywnie korzystają pod komentarzami o antyrosyjskiej treści. No i oczywiście sami aktywnie piszą antylitewskie, antypaństwowe komentarze. Nie jest tajemnicą, że Rosja zatrudnia etatowych komentatorów.

Następnym narzędziem rosyjskiej propagandy są ataki cybernetyczne. DELFI kilkakrotnie miało do czynienia z atakiem DDOS. Na mojej pamięci są trzy ataki. Pierwszy był po opublikowaniu artykułu o kupowaniu głosów na Eurowizji. Wówczas specjaliści przyznali, że był to atak próbny, gdyż pretekst był bardzo miałki. Hakerzy po prostu sprawdzili stopień naszego zabezpieczenia. Drugi atak miał miejsce w maju 2013 roku i był związany z prezydencją Litwy w Unii Europejskiej, a trzeci podczas wizyty prezydenta USA Baracka Obamy w Estonii.

Atak DDOS polega na ogromnej ilości wejść na portal, którym serwery nie dają rady. W konsekwencji prowajderzy internetowi są zmuszeni do wyłączenia wyjścia na zagranicę, portal staje się niedostępny dla świata, hakerzy wygrywają.

Drugim, rzadszym, atakiem cybernetycznym, jest tak zwany remessaging. Polega on na włamaniu się do systemu portalu i publikowaniu niestosowanej treści. Do incydentu doszło w 2010 roku. Włamano się do estońskiego systemu. Hakerzy wówczas artykuł o natowskich myśliwcach na Litwie zamienili na info o króliku, który najadł się marihuany. Co ciekawe, włamania dokonano pół roku przed zamianą artykułu. A ile jest hakerów, którzy tylko czekają na stosowny moment, tego nikt nie wie.

Były też próby nawiązania współpracy z rosyjską redakcją. Po sprawdzeniu info o portalu, okazało się, że jest on związany z proputinowską propagandą.

Znajomi, którzy w ostatnim czasie jeździli do Rosji twierdzą, praktycznie w każdej telewizji ponad połowa eteru zajmują filmy o tematyce wojennej. Nie chciałbym być fatalnym prorokiem, ale Rosjan moralnie szykują do wojny. We wszystkich rosyjskich sondażach Putina wspiera 80 proc. obywateli Rosji. Znajoma była u swoich krewnych w Pskowie i została zwyzywana od faszystów litewskich. Tylko się wsłuchajcie w niektóre nagłówki rosyjskiej prasy: „Ebola – tajna broń Pentagonu”, „Nowa wojna ratunkiem dla dolara”.

W poniedziałek na PL DELFI można było przeczytać artykuł o eksperymencie dziennikarza z USA, który w ciągu tygodnia oglądał tylko rosyjską telewizję.

„Po oglądaniu rosyjskiej telewizji praktycznie odpada chęć czytania zachodniej prasy, dlatego że święcie wierzycie, że ona kłamie. I co ważne, rosyjska telewizja jest na tyle silna, że odpada chęć oglądania jakiejkolwiek innej, dlatego że nabieracie pewności, że posiadacie niezbite fakty.

Propaganda Rosji zmusza wasze prawą półkulę mózgu (emocjonalną) do dominacji nad lewą półkulą (logiczną), jednocześnie zanieczyszczając wszystkie logiczne filtry... Fakty nie są czymś ważnym dla rosyjskiej telewizji. W momencie, kiedy obrazy emocjonalne i dezinformacja wypełnią prawą półkulę mózgu, ono zwycięża nad lewą, która kapituluje i przestaje wątpić w otrzymywaną informację” - wywnioskował Kacenelson.

Te 80 proc. są oczywiście propagandą, gdyż myślący ludzie potrafią odsiewać plewy. Potwierdzeniem są liczby na RU DELFI. Po rozpoczęciu się Majdanu liczba czytelników rosyjskiej wersji DELFI zwiększyła się kilkakrotnie. 45 proc. pochodzi z Rosji, a 20 proc. z Ukrainy.

Niedawno portal rozpoczął emitowanie rosyjskiego programu informacyjne „Nastojascieje wremia”, który również leci na LTV i INFO TV, a projekt litewskiej wersji portalu „Putino Rusija” na tyle wnerwił Kreml, że przez pewien okres Rosjanom zablokowano dostęp do DELFI.

Jednak największym problemem jest telewizja. Brak polskiej telewizji, słaby poziom litewskiej nigdy nie podoła rosyjskiej machinie propagandowej. Zacytuję miejscową Polkę: „Dla mnie polska telewizja jest potrzebna, bo tam leci Msza”.

W ciągu kilku dni w portalu społecznościowym trwała dyskusja na ten temat, której uczestnicy są tu na sali. Padały opinie skrajnie pesymistyczne, cieszy, że jednak są ludzie, którzy chcą coś robić. Podsumowując i dyskusję, i moją wypowiedź, chciałbym zacytować dzisiejszy wpis na blogu Aleksandra Radczenki, a raczej sposób, w jaki rozszyfrował słowo CUD – Czas Unieść Dupę, proszę państwa, czas” - powiedziałem.

Wychowanie i kultura

Do dyskusji włączyła Janina Lisiewicz, dziennikarka „Naszej Gazety” i „Magazynu Wileńskiego”, której zdaniem najważniejszą sprawą jest wychowywanie młodzieży, propagowanie polskich tradycji i historii.

Wojniłło zgodził z repliką, ale zauważył pewien problem. Pokolenie, które do szkoły chodziło w okresie walki o niepodległość Litwy, historii Polski chętniej się uczyło, gdyż był to „owoc zakazany”, a obecna młodzież ciekawi się tylko portalami społecznościowymi.

Dyskusja bez oponentów nie byłaby dyskusją. Tym razem na spotkanie przybyli bliżej nieokreśleni przedsiębiorcy (nie przedstawili się), których jedyną rozsądną wypowiedzią/prośbą było, aby „rząd nie pomagał im w biznesie, gdyż jego pomoc najczęściej tylko szkodzi. Cała reszta replik „frakcji białoruskiej”, jak ich określiłem, składa się z peanów w stronę Białorusi i Rosji oraz krytyki „zgniłego Zachodu”.

Z wielkim trudem moderator dyskusji zdołał skoncentrować uwagę zebranych na celu dyskusji, czyli na polskich mediach na Litwie.

Czego brakuje polskim mediom na Litwie

Z wypowiedzi, jakie usłyszałem, wywnioskowałem, że brakuje praktycznie wszystkiego. Jednym prawdy, drugim info o zaoranych polach w Solecznikach, trzecim oczy kolą pisane laurki (tylko, że za nawet drobniutką krztę krytyki momentalnie jest się oskarżanym o antypolskość).

W obronie polskich mediów na Litwie wstał biznesem Wiktor Zapolski, który prosto z mostu wypalił, że „polskie społeczeństwo jest chore i nie ciekawi je to, co jest polskie”.

Natomiast „frakcję białoruską” bardzo ciekawiło, ile pieniążków z Polski otrzymują polskie media na Litwie, nawet padło pytanie „ile zarabiają goście dyskusji”. Jak dostępnie nie próbował Juchniewicz tłumaczyć, że nikt nie daje pieniędzy „ot tak, po prostu”, ile nie tłumaczył co to są granty, że są wygrywane konkursy nie tylko polski, ale i europejskiej, jednak miałem wrażenie, że do oponentów dotarłaby tylko konkretna suma i najlepiej z wielooooooma zerami. Wtedy spaliby spokojnie w przeświadczeniu, że mieli rację i wszyscy są złodziejami.

Niewątpliwie dyskusja trwałaby do rana, ale według niepisanego regulaminu klubu dyskusja trwa nie dłużej 2 godzin.

„Mi osobiście trudno wyobrazić Polaka, który jest rosyjskojęzycznym Polakiem, który czyta tylko rosyjską prasę, w domu rozmawia po rosyjsku i ciągle siedzi w Vkontakte. To nie jest Polak, to jakiś erzac Polaka. Jeśli polskość, ta prawdziwa, związana z polskim językiem, kulturą, tradycjami, ma przetrwać na Litwie to niewątpliwie potrzebuje polskich mediów. Pozostaje mieć nadzieję, że te media znajdą sposób na odebranie czytelników, słuchaczy, widzów mediom rosyjskim. I być może ta dyskusja też w jakimś minimalnym stopniu im w tym pomoże” – podsumował dyskusję bloger Aleksander Radczenko.

Odezwa i puenta

Po dyskusji podszedł do mnie Anatolijus Lapinskas, kompozytor i pedagog, bardziej znany z negatywnych publikacji o Polakach na Litwie i podziękował za „wspaniałą dyskusję”.

"Dzisiaj nie padła żadna replika o litewskich „padonkach” (proszę o wybaczenie za przetłumaczone w taki sposób słowo „išgama”), którzy nieustannie gnębią Polaków na Litwie” - powiedział mi Lapinskas.

Gwoli prawdy należy zaznaczyć, że wcześniejsze dyskusje wcześniej czy później sprowadzały się do awplowskich postulatów, takich jak dwujęzyczne tabliczki, oryginalna pisownia nazwisk czy Ustawa o mniejszościach narodowych. Tym razem pomijając wypowiedź społecznika Pawła Żemoitina o sławetnej wstążeczce przepiętej w „Den' Pobiedy”, tych tematów nie poruszano.

Po oficjalnej części jeszcze długo trwały dyskusje na tzw. after party, na którym doszliśmy do wspólnego mianownika, że rosyjskiej propagandzie na Litwie może się przeciwstawić tylko jakościowa, atrakcyjna telewizja polska, czyli więcej disco polo, mniej Kirkorowa i Serdiuczki.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (980)