Zdaniem birżańskiej policji do rabunku doszło o 9 rano, do pomieszczenia unii kredytowej wszedł zamaskowany napastnik, który grożąc pracownikom i jednemu klientowi bronią zażądał po rosyjsku wydania wszystkich pieniędzy. Gdy pracownicy unii kredytowej nie zgodzili się spełnić żądań napastnika, oddał dwa strzały i rozkazał wszystkim położyć się na podłodze. Następnie opróżnił z gotówki aparaty kasowe, wyszedł z budynku, przeskoczył przez płot, wsiadł na stojący przed pobliskim wielopiętrowym domem mieszkalnym rower i odjechał.
Po tym jak mężczyzna opuścił pomieszczenie unii kredytowej pracownicy wezwali policję. Funkcjonariusze przybyli po kilku minutach, chociaż po wciśnięciu przez pracowników alarmu policyjna ekipa została przez operatora wysłana początkowo do lokalnego oddziału Šiaulių bankas, a nie do unii kredytowej, ale nie zdołali zatrzymać napastnika. Ochroną unii kredytowej zajmuje się firma ochroniarska „Norgauda“, lecz jej pracownikom również nie udało się zatrzymać napastnika.
Świadkiem napadu był lokalny polityk, radny samorządu birżańskiego, Tomas Četvergas. Zdaniem Četvergasa wszystko wyglądało jak w filmie.
Polityk wpadł do unii kredytowej, aby załatwić osobiste sprawy. „Tylko usiadłem na krześle, gdy wbiegł on, ubrany na czarno mężczyzna, z maską na twarzy, w jednej ręce pistolet, w drugiej – plecak. I zaczął krzyczeć: „Lecz na poł, suki, dawaj dengi”. Chyba tylko tych kilka słów po rosyjsku się nauczył. Potem strzelił. Położyłem się na podłodze i odwróciłem się od niego, żeby go nie prowokować. Następnie strzelił jeszcze kilka razy” – wspominał polityk.
Zdaniem Četvergasa kasjerki przestraszyły się, ale nie wpadły w panikę. „Wcisnęły alarm i to go trochę powstrzymało. Nie zazdroszczę im. Myślałem, że tym dwom kasjerkom, co były obok niego, będzie potrzebna pomoc medyczna” – opowiedział Tomas Četvergas.
