Niektóre porównania są na pierwszy rzut oka dziwne, jednak z ich powodu na sendo sprawy spojrzymy z innej perspektywy. Pingwin nie jest podobny do wróbla, ale oba są ptakami, a otyły dyrygent przypomina pingwina, chociaż nie posiada dziobu. Krokodyl znosi jaja, ale ptakiem się nie staje. Rosjanie nie są Polakami, a Litwini Ukraińcami, jednak w stosunkach obu par: Rosjanie - Ukraińcy, i Polacy - Litwini, znajdziemy pouczające podobieństwa. Nie są one widoczne w czasach spokojnych, ale uwidaczniają się podczas konfliktów.

Ze strony dzisiejszej Polski niemożliwe są takie działania, jak ze strony dzisiejszej Rosji, i mowa nie o tym, a o ogólnej zasadzie, która nie jest wiecznym darem i może się zmieniać. Przytaczam te podobieństwo dlatego, że wierzę w zdolność Polaków na spojrzenie na nie ze strony i dlatego, że nie wątpię w konieczność naszego porozumienia. Odbicie w lustrze powiększającym nie zawsze odpowiada prawdziwemu obrazowi, jednak korzyść czerpiemy podczas golenia się czu wyciskania pryszczów.

Wspólna cecha wyżej wymienionych par to, że jeden z partnerów ma znaczną przewagę liczbową: Rosjan jest trzykrotnie więcej niż Ukraińców, a Polaków dziesięciokrotnie więcej niż Litwinów. Ale mniejszy nie oznacza uległy. Będąc historycznie związani z większym narodem, staramy się mu dorównać.

Nie zważając na dobre mniemanie o sobie tych mniejszych, i Rosjanie na Ukraińców, i Polacy na Litwinów spoglądają z wysoka. Pierwsi dostarczali imperium ziarno i Kozaków, a drudzy byli ciemną prowincją, do której Polacy nieśli europejską ówczesną cywilizację, a zarazem i swój język. Ze swojej strony Rosjanie z góry spoglądają na Polaków. Co zademonstrował Fiodor Dostojewski.

Słowa wybrane przez naród odzwierciedlają jego odbiór. Rosjanie tamte ziemie nazwali Ukraina, czyli "na granicy", a Polacy Wileńszczyznę i inne miłe ich sercu miejsca nazwali "Kresy". To co jest na granicy zawsze odbiera się jako na tej stronie, a nie za granicą. W Rosji z wylęgarni KGB wykluł się reżim putinowski, który wszystkimi swymi działaniami próbuje udowodnić, że Ukraina była, jest i będzie obrzeżem Rosji. Polska jest Europą i nie jest chorą na tą ciężką chorobę imperialistyczną, jednak jej przesadna opieka prawami polskojęzycznych obywateli Litwy pokazuje, że i Polska ziemie przygraniczne odbiera jako terytorium, na które należy wpływać. Z jakiegoś powodu nie martwi się o prawa Polaków w Londynie i Chicago i nie żąda tabliczek na domach.

Dzisiejszy naród litewski jest względnie nowym tworem, który uformował się w XIX w. na zasadzie języka. Wcześniej litewskość określała się nie językiem, a obywatelstwem utożsamianym z WKL. Rozmawiająca po polsku litewska szlachta do boju szła pod Pogonią. Jeszcze w na początku XX. wieku litewskie chłopstwo identyfikowało siebie nie według języka, a według religii.

W dzieciństwie podczas polowania z ojcem niedaleko Janowa, starsi jeszcze wtrącali polskie słowa, ale reszta narodu zakończyła swoje formowanie się według zasady językowej. Natomiast na terytorium okupowanym przed wojną przez Polskę, taka metamorfoza nie zaszła. Polskojęzyczni mieszkańcy Litwy są jakby inkluzją w bursztynie, która przeżyła wszystkie zmiany. Najlepiej do nich pasuje historyczna nazwa Litwin, ponieważ pozostali oni w stanie obywateli WKL.

Po odrodzeniu się Litwy państwo nie zwróciło należytej uwagi na to, aby obywatele Wileńszczyzny rozmawiający nie po litewsku stali się pełnowartościowymi obywatelami naszego państwa. Ich język, który nazywają "po prostu", lingwistycznie jest podobny do dialektu białoruskiego z wieloma zapożyczeniami z polskiego i litewskiego. Państwo nie wzięło się za zlituanizowanie ich, a tożsamości Litwina im nikt nie wytłumaczył. Wpływ Polski w okresie międzywojennym spowodował, że nazywający siebie "tutejszymi", ludzie zaczęli siebie utożsamiać z Polakami. A Litwini za nimi powtarzają, że mają "mniejszość polską" i z troską ją finansują, aby wszyscy tutejsi nauczyli się polskiego.

Po tym, jak wileński kraj wrócił do Litwy, ta nie zdołała go przyswoić ani w czasach sowieckich, ani po odzyskaniu Niepodległości. Może właśnie dlatego trwają nieskończone spory z powodu kilku liter w paszporcie, ponieważ przeciwnicy tych liter odbierają to jako kapitulację.

Niebezpiecznie jest spozierać nie na granice państwowe, a na ziemie zamieszkałe przez narody. To udowodnił Hitler, któremu nie ważne było, że Sudety to Czechosłowacja, a Austria jest oddzielnym krajem. Dlatego w czasach powojennych nikt nie narzuca swej opieki przez granicę. Niemcy nie tłumaczą Francji jak zachowywać się z mieszkańcami Elzasu, Austria nie rozdaje "karty Austriaka" w południowym Tyrolu należącym do Włoch. Francuzi nie walczą z Ottawą o prawa francuskojęzycznego Quebecu.

Troska Polski o polskojęzycznych obywateli Litwy jest podobna do troski Rosji o rosyjskojęzycznych obywateli w krajach bałtyckich. Rosja, po agresji w Gruzji i na Ukrainie, pokazała do czego prowadzi taka troska. Kiedy mister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski wiąże kwestię gazociągu z Polski na Litwę ze sprawami polskojęzycznych obywateli Litwy, to zaczyna nadawać na tej samej fali co Rosja.

Agresja na Ukrainie pokazała, co kryje się w cieniu: im dłużej retoryka Polski będzie podobna do rosyjskiej, tym więcej prostych Litwinów zacznie wątpić, czy ważna jest preambuła polsko - litewskiego traktatu z 1994 roku, że Wilno - to stolica Litwy. Europejska Polska powinna brać przykład nie z Rosji, a z Wielkiej Brytanii, która nie ma pretensji do byłych części swego imperium. To można osiągnąć tylko po przyznaniu, że prawo silniejszego to droga do piekła dla całej ludzkości.

Prymitywny darwinizm twierdzi, że większy ma prawo na mniejszego. Polska zje Litwę, Rosja zje Polskę, USA zje Rosję, a wtedy wybuchnie superwulkan Yellowstone i historia cywilizacji rozpocznie się od nowa.

Kiedy społeczeństwo polskie zrozumie, że nie liczebnością jesteś wielki, wtedy zaprzestanie dzielenia "karty Polaka", która jest wyrażeniem swoich ambicji na terytorium swoich sąsiadów. Mimowolnie nasuwa się podobieństwo z dzielonymi przez Rosję paszportami w Południowej Osetii i Naddniestrzu.

Polsce lepiej pozostać w starej parze z Litwą, a nie prosić się do pary putinowskiej Rosji. Nieźle razem zatańczyliśmy pod Grunwaldem i przy ścianach Moskwy, i w 1863 roku, i podczas Pomarańczowej rewolucji w Kijowie. Jeżeli wybieramy to, co nas łączy, to możemy wiele zdziałać. Rosyjska agresja wskazała na szpary w naszych stosunkach, które musimy załatać.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
pl.delfi.lt
Comment Show discussion (393)