Co ma wspólnego sytuacja Polaków na Litwie i kryzys górnictwa na Śląsku? Otóż wspólne jest to, że rządzący zarówno w Polsce, jak i na Litwie nie mają odwagi poważnie zmierzyć się z tymi problemami i ciągle zostawiają je do rozwiązania przyszłym rządom.
Warszawscy politycy wiedzą, że nie ma innego sposobu na poprawę w górnictwie niż zamykanie nierentownych kopalni, ale boją się wyborców, więc ciągle unikają prawdziwych reform. Tak samo jest w Wilnie. Litewscy politycy są świadomi, że obowiązkiem demokratycznego kraju, będącego członkiem UE, jest legalizacja używania polskich nazwisk i tablic, ale boją się wyborców i od lat odkładają tę decyzję.
"Ciekawe, jak zareagowaliby Polacy na wypowiedzi niemieckich polityków, że polska demokracja niczym nie różni się od białoruskiej (...)?" - pyta dziennikarz. "Na szczęście żaden z niemieckich ministrów nie odważył się tak powiedzieć. A polscy ministrowie, gdy idzie o Litwę - owszem. Szczególnie wyróżnił się Radosław Sikorski i pewnie dlatego na Litwie jest nieformalnie uznany za persona non grata" - pisze.
Jak dodaje, naciski z Warszawy i "kuriozalne wypowiedzi" lidera polskiej mniejszości na Litwie przyniosły tylko taki skutek, że "Polacy stali się negatywnymi bohaterami litewskich kabareciarzy".