„Do Wilna przyjeżdżam rzadko, po prostu nie jest przyjemnym miastem i tyle. Miasta za bardzo nie znam, więc na dworcu zapytałam chłopaków, czy dojadę tym autobusem do celu. Ci zapytali skąd jestem.
Odpowiedziałam, że z Kowna. Wedy posypały się przekleństwa w języku rosyjskim. Koleżanka umiała nieco po rosyjsku, więc im się zrewanżowała. Wtedy posypały się groźby. Chcieliśmy wsiąść do autobusu, ale ci nas nie wpuścili, gdyż „nie skończyli z nami rozmawiać”.
Wypaliłam, że jeśli mieszkają na Litwie, to niech rozmawiają po litewsku, odpowiedzieli: „Kiedy przyjeżdżasz do naszego miasta, ten swój ptasi język możesz zapomnieć”. Bardzo nie przyjemne wydarzenie.
Zaskoczyło również to, że w ciągu dnia pobytu w stolicy usłyszałam tylko pięć osób mówiących po litewsku, dwóch z nich to my z koleżanką. Boli to, że oni rozumieją co się do nich mówi, ale specjalnie nie mówią po litewsku. Moim zdaniem, takim swoim zachowaniem obrażają nas, Litwinów, i nasze państwo” - ubolewała Raminta z Kowna.